W tym śnie szli z matką ulicą, wzdłuż której ciągnęły się rzędy świetlistych witryn. Przy jednym z okien sześcioletni Andrzej zatrzymuje się jak zaczarowany. Nie może uwierzyć własnym oczom: ogromny samochód, o którym marzył od wiosny, kiedy jego sąsiad Mikołaj wyszedł na podwórko z takim i dumnie oświadczył: „Widziałeś?! To właśnie mama i tata podarowali mi na urodziny!"
Andrzeja zafascynowała maszyna do pisania. Co za piękność! Niedługo też ma urodziny, ale mama pewnie mu jej nie kupi… Tego samochodu też nie. No cóż, Mikołaj, ma zarówno matkę, jak i ojca. Obaj mają świetne posady, więc nie brakuje im pieniędzy, a Mikołaj ma szansę na zabawki, o których tylko zamarzy…
Andrzej ma tylko matkę. Swojwgo ojca chłopiec nigdy nie widział. Opuścił rodzinę przed narodzinami syna, więc matka Andrzeja wychowywała go samotnie. Pracowała, ale jej pensja nie wystarczała na wszystko. Na przykład chłopiec nie często mógł pochwalić się nowymi zabawkami. Ale nie martwił się. Chłopiec mimo bardzo młodego wieku rozumiał, że jego matce jest to trudne.
Jednak patrząc na witrynę sklepu, nie mógł tego znieść: choć jego marzenie było na wyciągnięcie ręki, to nie mógł być dalej od jego spełnienia. „Mamo, kup mi tę maszynę” – błagał Andrzej. Niedługo mam urodziny. Cóż, proszę…” – łzy błyszczały w jego oczach. Mama była zdziwiona: po raz pierwszy Andrzej chciał tak drogiej zabawki i pierwszy raz o nią poprosił… Rano Andrzej w ogóle nie chciał się obudzić. A co z dzisiejszymi urodzinami? Mama jak zawsze upiecze ciasto, przyjedzie Mikołaj i kilku innych chłopaków, ale wymarzonego prezentu nie będzie…
Nagle drzwi się otworzyły i weszła mama... Trzymała w ręku tę samą - upragnioną - maszynę do pisania: "Wszystkiego najlepszego synu!" Andrzejowi wydawało się, że jest najszczęśliwszym chłopcem na świecie. Dopiero kilka lat później dowiedział się, że jego matka przez wydała na tę maszynę wszystkie pieniądze, które przez sześć miesięcy odkładała na nowy płaszcz.
Jest w szpitalu, a nad jego łóżkiem pochyla się niespokojna matka. Andrzej przeszedł właśnie skomplikowaną operację, a jego mama siedzi obok niego zarówno w dzień, jak i w nocy. Wystarczy, że się ruszy, a ona w jednej chwili jest obok niego: „Co, synu? Czy coś boli? Może chcesz iść do toalety? Oczy mojej matki, zawsze zielonkawobrązowe, teraz poczerniały od łez i niepokoju. Na szczęście wszystko się udało. Andrzej został wkrótce wypisany ze szpitala, a życie wróciło do normy.
Ten dziwny sen został przerwany przez ptaka uderzającego w okno. Andrzej obudził się i nie mógł zrozumieć, gdzie jest i która jest godzina. Małe stworzenie zatrzepotało skrzydłami w zamkniętej szybie i nagle gdzieś zniknęło.
Andrzej nerwowo zapalił papierosa… I wtedy przyszło mu do głowy: chyba coś się stało jego matce... ten dziwny sen i ptak uderzający w okno… Andrzej pospiesznie się ubrał. Musiał jak najszybciej zobaczyć się z mamą. Nie było go w domu od sześciu lat. Odkąd jego żona Anna powiedziała: „Wybierz: albo ja, albo twoja stara”. Od pierwszego dnia znajomości Anna nienawidziła swojej teściowej. Nie mogła wybaczyć tych miękkich matczynych poleceń: wydawało jej się, że teściowa chce ją upokorzyć na oczach męża.
Andrzej wybrał wtedy Annę. Był szaleńczo zakochany i nie zwracał uwagi na oczy matki, które błyszczały od łez i żalu. Ale dzisiaj musiał tam iść jak najszybciej, zapominając założyć kurtkę, nie czując zimnego wiatru wiejącego do jego kości. W jego głowie była jedna myśl: oby tylko mojej matce nic nie było. Szare wejście przywitało go wybitymi szybami i obscenicznymi napisami na ścianach. Wszystko było tak jak sześć lat temu. To tylko jego matka z jakiegoś powodu nie otworzyła od razu, jak wtedy.
Andrzej niecierpliwie naciskał dzwonek. Jednak drzwi jego rodzinnego domu pozostawały zamknięte. Otworzyły się inne. "Wreszcie przyszedłeś" - powiedział z wyrzutem sąsiad. - "Twojej matki tu nie ma". Andrzej poczuł, jakby ziemia zaczęła mu uciekać spod nóg… „Gdzie ona jest?" - zapytał cicho. "W szpitalu" – odpowiedział sąsiad dodając: "czekała na ciebie każdego dnia".
Sąsiad splunął pod nogi Andrzeja i zamknął przed nim drzwi. Na nogach, które z jakiegoś powodu stały się jakby z waty, Andrzej poszedł do szpitala. Złe przeczucie ścisnęło mu serce. Coś było nie tak. Czuł to. Na Izbie Przyjęć usłyszał słowa, których nie chciał usłyszeć. Jego matka zmarła dziś rano. Chcieli ją pochować jako bezdomną: kobieta mieszkała samotnie, kiedy została zabrana do szpitala, nikt jej nie odwiedził. Choć pacjentka codziennie twierdziła, że ma syna, który ma przyjść, nikt nie dowierzał jej słowom. :
Jak karabin maszynowy Andrzej podpisał dokumenty; zabrał ciało do domu, pochował matkę, zwołał najbliższych sąsiadów na nabożeństwo żałobne. Już go nie obwiniali, bo widzieli, jak biedny człowiek cierpi: jego twarz była szara, nie jadł, nie pił… Po pogrzebie Andrzej miał poczucie, że jego życie się skończyło.
Ciężkie poczucie winy nie dawało mu spokoju… Coraz częściej zaglądał w kieliszek. W niegdyś czystym i schludnym mieszkaniu (w ciągu pięciu lat mieszkania z Anną sam nauczył się prać, czyścić i prasować) panował straszny bałagan, a sam Andrzej zamienił się w prawdziwego włóczęgę. Pewnego ranka poszedł jak zwykle do budki, w której sprzedawano piwo. Pieniędzy nie było (Andrzej już dawno został zwolniony), więc czekał z nadzieją, że któryś ze stałych bywalców zostawi trochę w butelce na spodzie i będzie mógł dopić.
Pochłonięty myślami, nie zdał sobie sprawy, że wyszedł na jezdnie. Z daleka zbliżał się samochód, ale Andrzej też go nie zauważył. Niespodziewanie w jego twarz uderzył mały szary ptak. Zaskoczony niespodziwanym "atakiem" wywrócił się do pobliskiego rowu. Stracił przytomność. Chwilę po tym, miejsce w którym jeszcze przed chwilą stał, minął rozpędzony samochód.
Andrzej obudził się w szpitalu. Oślepiająco białe ściany przypomniały mu czasy, kiedy leżał po trudnej operacji, a przy jego łóżku czuwała ukochana mama. Tym razem jej przy nim nie było. Nigdy więcej jej nie będzie.
Młody lekarz pochylił się nad Andrzejem: „No, stary, urodziłeś się pod szczęśliwą gwiazdą. Gdybyś nie wpadł do rowu, leżałbyś dziś na cmentarzu". Andrzej milczał, a potem cicho zapytał: „Doktorze, ma pan jeszcze matkę?". "Tak" – odpowiedział zaskoczony pytaniem medyk. "Zaopiekuj się nią. Pamiętaj, że nie ma na świecie nikogo droższego od mamy…" - powiedział. Lekarz pokiwał głową i wyszedł z sali, a Andrzej szepnął: „Dziękuję mamo… i wybacz, proszę…”
O tym się mówi: Agnieszka Fitkau-Perepeczko młodnieje w oczach. Celebrytka skończyła w tym roku 79 lat. Jaka jest jej tajemnica